niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział I

Miłego czytania :)


                      -------------------------------------------------------------------------

Beta-reader: Massie



Loki czuł się tak, jakby staranował go Hulk. Co najmniej dwa razy. Z wielką ostrożnością uchylił powieki tylko po to, by niemal natychmiast je zamknąć. Światło dzienne raziło jego oczy. Poruszył się ostrożnie, nie chcąc sprawić sobie większego bólu. Niekontrolowany jęk wydobył się spomiędzy jego wyschniętych ust. Przebita pierś mocno dawała o sobie znać.

- Thor? - wychrypiał cicho, co przypłacił dość mocnym atakiem kaszlu.  

 W głowie szumiało mu niemiłosiernie. Zebrał się w sobie i otworzył oczy.  Jakieś pustkowie, cudownie... pomyślał z ironią. Dotknął delikatnie rany, spojrzał na nią. Powinna była go zabić, wiedział o tym. Oddychał płytko i nierównomiernie. Ogarnął go lęk.  

To nie miało prawa się zdarzyć, stwierdził w myślach. Powinienem być martwy.

Sporo trudu kosztowało go podniesienie się do siadu. Jednak gdy już mu się to udało, poczuł lekkie ukłucie dumy z samego siebie. Rozejrzał się uważnie, ignorując niewielkie mdłości. Starał się przypomnieć sobie jakim cudem znalazł się... tu.

Wspomnienia uderzyły w niego niczym pocisk, wszystkie zdarzenia przelatywały przed jego oczami z zawrotną prędkością. Walka z Thorem na Bifroście, upadek, atak na ziemie, cela.  I pustka. Rozpaczliwie szukał w głowie czegokolwiek związanego z tym miejscem. Bezskutecznie. I nagle w jego myślach pojawiła się ona. Piękna jak zawsze, promieniująca matczyną troską, niezwykła . Frigga.

Ona nie żyje, powiedział cichy głosik w jego głowie. Loki drgnął.

- Nie żyje - powtórzył z niedowierzeniem.

Momentalnie zrobiło mu się ciemno przed oczami, ponownie padł na plecy. Uścisk w jego klatce piersiowej zwiększył się. Nie mógł złapać oddechu. To niemożliwe.

- Weź się w garść - mruknął, odchylając głowę do tyłu.

Resztkami sił spróbował wstać. Gdy już mu się to udało, natychmiast musiał złapać się skały stojącej obok. Był tak obolały, tak bezbronny. I bynajmniej wewnętrznie też nie czuł się z tym dobrze. Tylko co teraz? Nie wiedział nawet, gdzie się znajduje. 

Niewiele myśląc, ruszył przed siebie chwiejnym krokiem. Musiał się stąd wydostać. Tylko jak miał to zrobić? Był sam, na kompletnym odludziu, prawdopodobnie na nieznanej mu planecie, bez możliwości rzucenie jakiegokolwiek czaru, bez pożywienia, wody. Jednak szedł dalej, przewracając się co jakiś czas i ponownie podnosząc. Nie myślał o tym, że jego postępowanie było bezsensowne. Po prostu szedł. Nie zamierzał się zatrzymać, dopóki nie znajdzie jakiegoś sposobu.

I nagle w jego prawe ramię uderzyła najzwyklejsze w świecie gazeta. Midgardzka gazeta, poprawił się, sięgając ze zdziwieniem po przedmiot. Spojrzał przed siebie zdezorientowany. Po chwili, jakby znikąd pojawiła się kolejna rzecz, trafiając go w głowę. Loki syknął cicho, bardziej z zaskoczenia niż bólu. Schylił się z trudem i ostrożnie podniósł przedmiot.

- But - prychnął mrużąc oczy.

Dziwny, prawdopodobnie midgardzki, but.

Zrozumienie przyszło tak niespodziewanie, że niemal się zachłysnął.

Przejście...  tu musi być jakieś przejście, stwierdził. Bez wahania zrobił parę kroków przed siebie. Poczuł nagły podmuch wiatru. Świat wokół niego zawirował. Wszystko to nie trwało dłużej niż mrugnięcie.

Gdy ponownie otworzył oczy, warknął ze zdenerwowania. Bo czyż można mieć jeszcze większego pecha? Mógł wylądować wszędzie, dosłownie wszędzie , ale musiał akurat w tak znienawidzonym przez siebie miejscu.

Nowy Jork.

Teraz tylko czekać, aż S.H.I.E.L.D. go znajdzie. Rannego, zmęczonego, bezbronnego.

     

    *

     
Midgard miał jedną, dość specyficzną wadę... nadmierną liczebność. Gdziekolwiek by się nie ruszył, byli tam ludzie. Tłumy ludzi. Wili się w tę i z powrotem, przepychali, krzyczeli, biegali. To było wręcz przytłaczające. Powiedzenie, że czuł się nieswojo, było sporym niedomówieniem. Nie wiedział, w którą stronę się udać, a rana, z której wciąż sączyła się krew, wcale nie ułatwiała mu zadania. Oczywiście zakrył ją tak, że była niemal niewidoczna, a posoka nie odznaczała się zbytnio na jego stroju, jednak był ubrany w sposób, nazwijmy to, nietutejszy. Przechodnie spoglądali na niego. Niektórzy z obojętnością, niektórzy ze zdziwieniem.

Zawroty głowy nagle nasiliły się. Nie miał już siły. Podszedł do pierwszej lepszej ściany i osunął się po niej, mocniej przyciskając dłoń do piersi. Bolało. I to bardzo. Przymknął oczy, zastanawiając się, co dalej. W takim stanie nie pożyje długo, a nie mógł się przecież ujawnić. Nie wróci do celi, nie wytrzymałby tego psychicznie.

- Przepraszam - usłyszał nagle.

Otworzył powoli oczy i spojrzał w górę. Kobieta w czarnej marynarce z rudymi włosami bynajmniej nie była w tej chwili mile widziana. Wybuchnął krótkim, gorzkim śmiechem.

- To ty - szepnęła, przyglądając się jego twarzy z uwagą. - Jesteś... tym szaleńcem który chciał zawładnąć ziemią.

 - Loki, do usług panno Potts - uśmiechnął się drwiąco, zgarniając włosy z twarzy. - Agent Barton wiele mi o pani opowiadał. A przynajmniej opowiadał to, co wyczytał z pani akt.

Wiedział, że już się nie wywinie. Nie był w stanie uciekać. Miał ochotę krzyczeć wniebogłosy, jednak zachował spokój. Nie może stracić nad sobą panowania, musi wymyślić jakiś plan. I to szybko

- Co... nieważne. Jesteś ranny, trzeba cię stąd zabrać - stwierdziła, kucając obok niego. - Dasz radę wstać?

- Ależ po co? By mogła pani w spokoju odeskortować mnie do kolejnej waszej wspaniałej celi? Wolę tu zostać i się wykrwawić – prychnął, mrużąc groźnie oczy. 


    Gorączkowo zastanawiał się jak wybrnąć z całej tej sytuacji. Przecież tak naprawdę Potts mogła z nim zrobić co tylko chciała. Wydać S.H.I.E.L.D., Avengersom, Asom. Wszystko zależało od niej.

- Nie zrobię tego - powiedziała, a jego serce na moment stanęło.

Nie zrobi tego? Jak to? spytał sam siebie. Spojrzał na nią ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Czy aby na pewno dobrze usłyszał?

- Nie zrobię tego – powtórzyła. - A przynajmniej nie teraz. Wstań, zabieram cię do Stark Tower. Trzeba cię opatrzyć.

Takiego obrotu sprawy Loki naprawdę się nie spodziewał. Drgnął lekko, gdy kobieta złapała go za ramię i pociągnęła ku górze. Po chwili stanął na lekko chwiejnych nogach, opierając się o ścianę. Nienawidził, gdy wydarzenia toczyły się nie po jego myśli. Znaczy tak jak teraz.

- Nie potrzebuję pomocy śmiertelniczki - rzekł, walcząc z zawrotami głowy.

- Masz rację, przecież dasz sobie radę. Wyglądasz jak okaz zdrowia - zadrwiła, przechylając lekko głowę w prawą stronę i patrząc na niego z lekko uniesionymi brwiami. 

Wyglądała dość komicznie. Uśmiechnął się lekko, sam nie do końca zdając sobie z tego sprawy. Ten drobny gest i niewielka docinka sprawiły, że poczuł się pewniej.

- Zatem prowadź - powiedział - Nie mogę doczekać się miny Starka, gdy mnie zobaczy. Zapewne będzie... niecodzienna. 

Pepper zaśmiała się cicho, łapiąc go w pasie w taki sposób, że mógł się na niej oprzeć. Powstrzymał syknięcie, gdy tylko dotknęła obolałej skóry. Razem, wolnym krokiem ruszyli w kierunku Stark Tower.


    *

Stark usiadł na białej kanapie, wpatrując się tępo w rudowłosą. Oddychał nierówno, starając się zachować spokój.

- Peper... Coś ty zrobiła? - wyszeptał tak cicho, że ledwo go usłyszała.

Cała ta sytuacja była nierealna. Czuł się jak w jakimś cholernym śnie, po którym na pewno nie można spodziewać się szczęśliwego zakończenia. Niewiele myśląc uszczypnął się w rękę. 

Dobra... to nie sen, stwierdził. Czuł, jak ogarnia go coraz większa panika.

- Przepraszam - powiedziała kobieta, przymykając oczy.

Czekała na wybuch, jednak nic takiego nie nastąpiło. Spojrzała trochę zdezorientowana na swojego rozmówcę, próbując odszukać złość w jego oczach.

- Sprowadziłaś tu psychopatę, który nie tak dawno wysadził połowę Manhattanu. I to tylko i wyłącznie dlatego, że chciał być królem. A ty jedyne co masz mi do powiedzenia to przepraszam? - słowa te były przepełnione taką paniką, że Pepper dostała gęsiej skórki.

Wzięła głęboki wdech czując, jak cała drży.

- Tony, musiałam mu pom...

- Nie, wcale nie musiałaś - przerwał jej. - Mogłaś wezwać S.H.I.E.L.D. lub zrobić cokolwiek, ale postanowiłaś sprowadzić go tutaj. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Loki to szaleniec. Jest niebezpieczny, nieobliczalny. To on sprowadził na nas te wszystkie nieszczęścia. Zamordował tysiące osób.


Mówił spokojnie, starając się opanować buzujące w nim emocje. Nie chciał kolejnego ataku paniki, na pewno nie teraz. Wziął głęboki oddech mając nadzieję, że to coś pomoże.

- Był ranny. I bardzo słaby. Gdybym oddała go w ręce S.H.I.E.L.D. możliwe, że nigdy już nie mielibyśmy z nim do czynienia. Bo byłby martwy… - powiedziała siadając obok niego i łapiąc go za rękę.

Ten drobny gest trochę go uspokoił.

- To nie był dobry pomysł, Pepp - stwierdził, patrząc jej w oczy. – Nie wiadomo, co mu siedzi w głowie. Już teraz może coś planować. Rozumiesz?

Pogłaskał ją delikatnie po policzku. Kiwnęła tylko głową na znak potwierdzenia, nie mogąc zdobyć się na jakiekolwiek słowa. To wszystko ją przytłoczyło. Z trudem powstrzymywała łzy.

- Hej - mruknął Tony, łapiąc ją za podbródek i podnosząc go lekko ku górze. - Chciałaś dobrze, tak? Co się stało to się nie odstanie. Teraz trzeba pomyśleć co z tym fantem zrobić. Jakieś pomysły?

Kobieta zaśmiała się cicho, patrząc na niego z rozbawieniem. Zawsze potrafił poprawić jej humor. Jak również zepsuć go do reszty, o czym przekonała się wiele razy. Przez te ładnych lat zdołała poznać go naprawdę dobrze. Mimo, że chował swoje uczucia pod maską obojętności, zwykle potrafiła rozpracować go w kilka sekund. Umiała również wyczuć, gdy kłamał. Tak, ta umiejętność przydawała jej się dość często.

Zdobyła się na lekko ironiczny uśmieszek. Musiała być silna. Jak zawsze.

- Co powiesz na kajdanki z czerwonym puszkiem? - spytała.

Trzeba rozładować trochę atmosferę, pomyślała. Tony zaśmiał się.

- Te, które dostałem od ciebie na urodziny? Myślałem nad trochę innym zastosowaniem dla nich - wymruczał jej do ucha, obejmując ją delikatnie w pasie. - Ale skoro tak...

- Panno Potts - powiedział Jarvis, sztuczna inteligencja zarządzająca budynkiem.

AI był wspaniałym kompanem do długich rozmów. Potrafił być czasem bardziej ludzki i pomocny niż niejeden człowiek.

- Tak? - mówiąc to odsunęła się odrobinę od Starka, na co ten zareagował cichym jęknięciem.

- Pani gość się obudził - oznajmił głos. - I kieruje się w stronę kuchni.

- Och - bąknęła cicho, czując nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej.

Spojrzała na Starka z niemym zapytaniem. Ten jednym, acz wymownym ruchem kazał jej wyjść. Wstał leniwie, przeciągnął się i, nie zważając na jej protesty, udał w kierunku kuchni.

- Tony...

- Dam sobie radę - przerwał jej, zatrzymując się. - Jestem już dużym chłopcem. Idź, sprawy firmy zapewne wzywają.

- Mam cię tu tak prostu zostawić? Z nim? - zapytała.

Odwrócił się w jej kierunku i spojrzał na nią z determinacją.

- Tak właśnie zrobisz. Wstaniesz, weźmiesz torebkę, zjedziesz windą na parter i wyjdziesz z budynku - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.

Zadrżała słysząc ten ton. Nie chciała zostawiać go na pastwę losu. Podszedł do niej pewnym krokiem i otoczył jej talię rękoma, pociągnął ją w stronę windy. Nie próbowała się nawet wyrywać. Wiedziała, że to bez sensu. Powoli weszła do panelu sterowania i nacisnęła guzik.


    *


Nie pamiętał drogi do Stark Tower. Nie pamiętał nawet, jak znalazł się w tym dziwnym, oświetlonym jedynie przez słabe światło lampki nocnej pomieszczeniu. Midgardzkie technologie, prychnął w myślach unosząc się powoli na łokciach.

Łóżko zaskrzypiało cicho, a on ze zdziwieniem stwierdził, że ruch nie sprawia mu już tak wielkiego bólu. Trochę niepewnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Było dość duże. Miejscami przypominało mu komnaty gościnne w pałacu Odyna. Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Wszystkie znajdujące się tam rzeczy wyglądały na obrzydliwie drogie. Poczynając od mebli, a kończąc na takich drobiazgach jak jedwabna pościel. Usiadł ostrożnie spodziewając się zawrotów głowy. Jakież było jego zdziwienie, gdy takowe nie nastąpiły. Lekko zdezorientowany chciał przyjrzeć się swoim obrażeniom, jednak nie było mu to dane. Cała jego klatka piersiowa owinięta była białym materiałem. Ubrany był jedynie w luźne, szare spodnie i czarny szlafrok. Prychnął cicho, wysuwając nogi spod ciepłej kołdry. Niepewnie postawił je na miękkim dywanie.

- Potrzebuje pan pomocy? - rozległ się głos.

Loki zdziwiony rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu.

- Kto tu jest? - zapytał wstając powoli na równe nogi.

Zachwiał się lekko, jednak dał radę ustać.

- Nazywam się Jarvis - powiedział ten sam głos, a Loki aż podskoczył. - Nie musi się pan rozglądać, nie mam materialnej powłoki. Jestem sztuczną inteligencją stworzoną przez pana Starka. Zarządzam całym Stark Tower.

- Skąd wydobywa się twój głos - zmrużył groźnie oczy, nie do końca rozumiejąc, co tak właściwie się dzieje.

Owinął się ciaśniej szlafrokiem i skrzyżował ręce na piersi.

- Głośniki znajdują się w górnych rogach pokoju - odpowiedział mu niemal natychmiast.

Głośniki? zdziwił się. Sztuczna inteligencja?

- Głosie, możesz pokazać mi drogę do miejsca, gdzie aktualnie znajduje się twój stwórca? - spytał. 

Jarvis okazał się niesamowicie pomocny. Zaprowadził go do dość niezwykłego pomieszczenia. Większość mebli wykonana była z metalu, a stały na nich urządzenia nieznanego mu zastosowania. Na samym środku znajdował się dość dużych rozmiarów stół.

- Witam cię, złotko! - usłyszał za sobą.

Natychmiast odwrócił się i spojrzał z drwiną na swojego rozmówcę.

- Hmm... Anthony Stark. Wiele czasu minęło od naszego ostatniego spotkania - powiedział, podchodząc do stołu i siadając na jednym z wielu stojących przy nim krześle.

Tony przyglądał mu się uważnie, szukając w jego twarzy czegokolwiek zwiastującego nadchodzącą katastrofę.

- Zdecydowanie zbyt mało. Miałem nadzieję nie spotkać cię już nigdy więcej, także rozumiesz... - odparł, siląc się na spokój.

Podszedł do ekspresu i nalał sobie porządny kubek kawy. Co chwilę spoglądał ukradkiem na boga. Bał się. I Loki o tym wiedział. Jednak nie rzucił żadnego pogardliwego komentarza, nie zrobił nic. Po prostu milczał. 

I to było niepokojące.

Tony usiadł naprzeciwko niego i upił łyk parującego napoju.

- Kto cię tak urządził? - spytał, odstawiając kubek na stół.

- Sam chciałbym to wiedzieć, śmiertelniku - powiedział cicho As, nie odrywając od niego wzroku. - Nie pamiętam zbyt wiele. Moje wspomnienia urywają się w momencie, gdy zostaję zamknięty w celi.

- Ach tak - uniósł brwi Stark, zamyślając się na chwilę. - To musi być jakiś rodzaj amnezji. Najprawdopodobniej tymczasowej. Niedługo powinieneś przypomnieć sobie to i owo.... Swoją drogą musiałeś coś nieźle przeskrobać. Nikt by cię nie przebił czymś na wylot bez powodu.

Stwierdził, biorąc kolejny łyk gorącej kawy. Nie wyglądało to najlepiej. Nie miał ochoty bawić się w niańkę dla szalonych złoczyńców. Jednak Pepp w jednym miała rację, nie mógł wydać go Fury'emu. Wątpił, by ten w takiej sytuacji chciał zabić boga, ale miałby go na wyłączność aż do czasu, gdy zgłosi się po niego ktoś z Asgardu. A to mogło trochę potrwać. Miałby w swoich rękach jedyne znane człowiekowi źródło magii i zarazem czystej energii. Nie oparłby się takiej pokusie. Tony nie mógł pozwolić na to, by zacząć robić na Lokim eksperymenty. Zbyt duże ryzyko. Nie wiadomo, co mogłoby z tego wyniknąć.

- Wyjaśnijmy sobie od razu – powiedział. - Mam swoje powody, by nie informować pewnych osób o twoim pobycie tutaj. Jednak jeśli mnie do tego zmusisz, zrobię to bez względu na konsekwencje. Możesz zostać na jakiś czas, ale tylko i wyłącznie na moich warunkach. Zero zabijania i knucia planów podbicia ziemi, zero czary-mary i innych nienormalnych rzeczy. Masz być grzeczny, miły i uczynny, jasne?

I tak się do tego nie dostosuje. Tony wiedział o tym, ale postanowił obdarzyć go tą szczyptą zaufania. Zaufać Lokiemu, zaśmiał się w myślach. Musiałem o coś dzisiaj mocno uderzyć głową.

- Zgadzam się – odparł bóg, nadając swojej twarzy niewinny wyraz.

3 komentarze:

  1. Hej,
    Bardzo interesująco się zapowiada...masz bardzo fajny styl, czyta się szybko i przyjemnie. Czekam na więcej.
    Pozdrawiam
    Monique

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że nie zmieniłaś sposobu wysławiania się Lokiego. Trochę żałowałam, że nie znalazła go jakaś przypadkowa dziewczyna (mogłaby sie w nim zadurzyć i mu pomagać), ale w sumie to nawet ciekawe, zawsze chciałam zobaczyć jakby to wyglądało, gdyby Loki i Tony byli kumplami. Tylko popraw to "podniesienie się do siadu" na "podniesienie do pozycji siedzącej". Lepiej brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo trudu kosztowało go podniesienie się do siadu.
    Na to zwróciła uwagę inna czytelniczka już półtora miesiąca temu i nadal nie zostało to poprawione.

    atak na ziemie
    To nazwa planety, więc „Ziemię".

    niezwykła . Frigga.
    Zbędna spacja przed kropką.

    Uścisk w jego klatce piersiowej zwiększył się.
    Ucisk.

    bez możliwości rzucenie jakiegokolwiek czaru
    Rzucenia.

    I nagle w jego prawe ramię uderzyła najzwyklejsze w świecie gazeta.
    Najzwyklejsza.

    - But - prychnął mrużąc oczy.
    Przecinek przed „mrużąc".

    dosłownie wszędzie , ale musiał akurat w tak znienawidzonym przez siebie miejscu.
    Zbędna spacja przed przecinkiem.

    Wili się w tę i z powrotem
    Jesteś pewna, że chodziło ci właśnie o „wicie się"? http://sjp.pwn.pl/slownik/2535700/wić_się

    Kobieta w czarnej marynarce z rudymi włosami bynajmniej nie była w tej chwili mile widziana.
    Czarna marynarka z rudymi włosami? ;D

    Jesteś... tym szaleńcem który chciał zawładnąć ziemią.
    Przecinek przed „który".

    - Loki, do usług panno Potts
    Przecinek przed „panno".

    Drgnął lekko, gdy kobieta złapała go za ramię i pociągnęła ku górze. Po chwili stanął na lekko chwiejnych nogach, opierając się o ścianę.
    zadrwiła, przechylając lekko głowę w prawą stronę i patrząc na niego z lekko uniesionymi brwiami. Wyglądała dość komicznie. Uśmiechnął się lekko

    sam nie do końca zdając sobie z tego sprawy.
    Sprawę.

    Ten drobny gest i niewielka docinka sprawiły
    Niewielki docinek. http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2452795

    Niewiele myśląc uszczypnął się w rękę.
    Przecinek przed „uszczypnął".

    Co się stało to się nie odstanie.
    Przecinek przed „to".

    Teraz trzeba pomyśleć co z tym fantem zrobić.
    Przecinek przed „co".

    Przez te ładnych lat zdołała poznać go naprawdę dobrze.
    Uciekło „kilka".

    Mimo, że chował swoje uczucia pod maską obojętności
    Wyrażeń tego typu nie rozdziela się przecinkiem. http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629776

    mówiąc to odsunęła się odrobinę od Starka
    Przecinek przed „odsunęła".

    Powoli weszła do panelu sterowania i nacisnęła guzik.
    Raczej „podeszła".

    Usiadł ostrożnie spodziewając się zawrotów głowy.
    Przecinek przed „spodziewając".

    zapytał wstając powoli na równe nogi.
    Przecinek przed „wstając".

    siadając na jednym z wielu stojących przy nim krześle.
    Krzeseł.

    także rozumiesz... - odparł, siląc się na spokój.
    Także =/= tak więc. http://sjp.pwn.pl/slownik/2528629/także

    Tony nie mógł pozwolić na to, by zacząć robić na Lokim eksperymenty.
    Albo „(ktoś) zaczął", albo „zaczęto".

    OdpowiedzUsuń