poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział VI



Tak, wiem, zawaliłam. Rozdział zajął mi więcej czasu, niż miałam w zamiarze. Nie jest zbyt długi, ani dobry. Miałam z nim duży problem, nie mogłam nic napisać. Powiem tylko - przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczycie :)



--------------------------------------------------------------------

Beta-reader: Massie


Jarvis przeskanował całą wieżę pięć razy, wciąż z takim samym rezultatem. Sygnatura Lokiego nie była już dostrzegalna. Tony przyjął tą wiadomość zadziwiająco spokojnie. Wiedział, że ten dzień nastąpi. Nie spodziewał się jednak, że stanie się to tak szybko. 

Chodził niespokojnie po salonie zastanawiając się, co ma teraz zrobić. Z jednej strony cieszył się, przecież w końcu pozbył się problemu. Z drugiej jednak nagłe zniknięcie Lokiego napawało go dziwnym lękiem, uczuciem pustki. 

Czy to możliwe, że zdołał przyzwyczaić się do boga, a nawet go... polubić? Polubić na swój dziwny, nieokreślony sposób?

- Jarvis - powiedział, siadając na kanapie. - Czyli on zniknął? Tak po prostu?

- Potwierdzam - odparło AI swoim mechanicznym głosem, w którym dało się dosłyszeć namiastkę brytyjskiego akcentu. 

Stark pokiwał głową na znak zrozumienia i chwycił książkę, porzuconą poprzedniego dnia przez Lokiego. 

Romans, pomyślał i zaśmiał się cicho. Co jak co, ale Loki nie ma szczęścia do tutejszych książek.



*


A potem pojawił się on...



*


Siedział w warsztacie już szóstą godzinę. 

Chciał czymś zająć niespokojne myśli, a niedokończony projekt Mark 42  był najlepszym rozwiązaniem. Więc pracował, ciężko i wytrwale. Nie pozwalał sobie na żadną chwilę słabości. Zablokował dostęp do pomieszczenia. Nie chciał, by ktokolwiek mu przeszkadzał, zadawał niewygodne pytania. Nawet Pepper. 

Cóż, jak każdy bez mała mężczyzna nie docenił siły kobiecej perswazji.

- Co się stało, Tony? - spytała, wchodząc do warsztatu.

Gdy Stark spojrzał na nią, poczuł silny uścisk w klatce piersiowej. Wyglądała na zmartwioną. Martwiła się o niego. Zawsze się martwiła, bardziej niż o siebie.

- Nic, Pepp - odparł cicho, uśmiechając się. - Po prostu nasz gość zniknął.

- Jarvis mi mówił. Ale nie to cię gnębi, prawda? - mówiąc to podeszła do niego, patrząc prosto w jego oczy.

Potrafiła z nich wszystko wyczytać. Każde uczucie, każde zmartwienie. 

- Nie - powiedział, siadając na pobliskim krześle i chwytając jej dłonie. - Oglądałaś dziś telewizję?

- Chodzi o Mandaryna? - spytała, kucając przy nim. 

- Rząd nic z tym nie robi - oznajmił, wstając gwałtownie i podchodząc do ściany. 

Oparł o nią głowę i przymknął na chwilę oczy.

- Nie powinieneś się tym tak przejmować - stwierdziła, podchodząc i wtulając się w jego plecy. -  Skontaktują się z tobą, jeśli będą cię potrzebować. 

- I ty w to wierzysz? - spytał, odwracając się do niej.

- Tak - odparła z uśmiechem. - Odpocznij trochę, prześpij się. Potrzebujesz tego.

Tony westchnął cicho. Podszedł do stołu i zaczął układać narzędzia. Ręce przy tym mocno mu się trzęsły, co 
nie uszło uwadze Pepper.

- Jarvis, pogaś światła - powiedziała, chwytając Tonego za ramię. - A ty i tak jutro pewnie nabałaganisz, więc nie męcz się. Spać! - mówiąc to, pchnęła go delikatnie w stronę drzwi. 

Poddał się od razu. Wyszedł z warsztatu i skierował się do windy. Nie miał nawet siły wejść po schodach.



*


Przemieszczał się cicho, niemal niewidoczny w słabym świetle pochodni.Na jego twarzy malował się protekcjonalny uśmiech. Tak łatwo ją znaleźć, pomyślał, jest zbyt przewidywalna

Podszedł do niej powoli, starając się nie zwrócić na siebie uwagi innych. Delikatnie położył dłoń na jej ramieniu i usiadł obok. 

- Czyżbyś mnie szukał, Asgardczyku? - spytała, nie odrywając wzroku od mosiężnego kielicha spoczywającego w jej dłoni.

Przyglądała mu się już od pewnego czasu, jakby chciała zbadać każdy szczegół, każdą rysę, każde wgniecione miejsce. 

Nie zmieniła się zbytnio od ich ostatniego spotkania. Te same zimne, zielone oczy. Blond włosy, sięgające zaledwie do ramion. Czerwone usta wygięte w szyderczym uśmiechu. 

- Możliwe - odparł.

Oderwała wzrok od kielicha i spojrzała na niego, lekko unosząc brwi. Była rozbawiona. 

- Boisz się czegoś, że nie zrzucasz kaptura? A może kogoś? - mówiąc to odstawiła naczynie na ladę i wyprostowała się.

- Nie udawaj - mruknął cicho.

- Wielki książę Asgardu martwy... Cóż za strata! Odyn musi być zrozpaczony- zaśmiała cicho, odrzucając włosy do tyłu. 

Loki zaśmiał się, kręcąc głową.

- Oczywiście, że tak – powiedział. – A będzie jeszcze bardziej zrozpaczony, gdy wbiję mu sztylet w plecy.

- Dlaczego tak agresywnie, mój drogi? Zemsta lepiej smakuje na zimno – stwierdziła, odkładając kielich na blat. – Chyba nie muszę ci o tym mówić?

-  Wybacz, wygnanie trochę zmieniło moje poglądy – oznajmił Loki, patrząc jej prosto w oczy.

- Czyżby? – spytała, obracając się w jego stronę.

Nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął bawić się pojedynczym pasmem jej włosów.

- Nic się nie zmieniłaś – powiedział. – Zupełnie nic.

Znowu na niego spojrzała. Jej zielone oczy miały w sobie błysk szaleństwa i wyrafinowania.

- Za to ty bardzo,  Asgardczyku – odparła, przyglądając mu się. – Widzę to w twoich oczach.

Loki zaklął cicho pod nosem, po czym wybuchnął cichym śmiechem.

- Na lepsze, czy na gorsze? – spytał.

- Czas pokaże, Loki. Co cię do mnie sprowadza? - spytała, przeczesując dłonią jego miękkie, czarne włosy.

To ci się spodoba, Amoro, pomyślał z lekkim uśmiechem.